Waldemar Okoń – poeta, historyk sztuki


 

Waldemar Okoń ‒ Antoni S., czyli Wieża Babel

 

Część druga

Scena I – Bajo-bongo

Scena ta powinna być całkowitym zaskoczeniem dla widzów, o ile po poprzednich coś jeszcze może ich zadziwić. Dlatego część drugą spektaklu musimy rozpocząć przy zasłoniętej kurtynie, zza której, po rozsunięciu, powinien ukazać się ziemski raj, czyli tropikalna wyspa z papugami, sztucznymi piórami i palmami. Wszelka kiczowatość takiego obrazka jest tam mile widziana. Inne rozwiązanie to tratwa, na której płynie kilka osób, ale efekt tropików (nie mylić ze smutkiem) jest nieodzowny. Pojawieniu się tych wspaniałości musi towarzyszyć muzyka, autor zaleca dawny przebój Eartliy Kin „Shango”, mogą też być przeboje grane na gitarach hawajskich, najlepiej „Islands in the Sun” lub „Jamaica Farewell” z repertuaru Harrego Belafonte. Może to być też słynny przebój „Alolia-oe”.

 

AMERYKANKA

Czy w Polsce mówią po francusku czy po niemiecku?

ANTONI S.

Po francusku.

AMERYKANKA

Tak też myślałam. Czytałam niedawno książkę pod tytułem „Quo vadis”, to pan ją napisał?

ANTONI S.

Tak, ale jest to moje najsłabsze dzieło.

AMERYKANKA

Trudno jest mi to do końca ocenić, czytałam po angielsku, ponieważ nie znam francuskiego.

ANTONI S.

Ja też nie znam, droga pani, wprawdzie czytam dość dobrze po francusku, ale niestety nie rozumiem.

AMERYKANKA

To jak porozumiewa się pan z rodakami?

ANTONI S.

Na migi (tu zaczyna gestykulować na temat najpiękniejszych scen z „Quo vadis”).

AMERYKANKA

Niech pan przestanie, nic z tego nie rozumiem, wasza literatura jest taka hermetyczna. Pan jest również poetą, I suppose.

ANTONI S.

Poetą lirycznym, łaskawa pani.

AMERYKANKA

Pisze pan wiersze długie, czy krótkie?

ANTONI S.

Rano długie, wieczorem krótkie.

AMERYKANKA

To tak jak u nas, chociaż słyszałam, że niektórzy poeci piszą rano krótkie, a wieczorem długie.

ANTONI S.

Jaka kuchnia, taka pieśń.

AMERYKANKA

Czy potrzebny jest panu przy pisaniu jakiś specjalny przedmiot, gdzieś blisko, na przykład - na biurku?

ANTONI S.

Owszem, ale nie na biurku. Kto to trzyma na biurku.

AMERYKANKA

Czy łatwiej panu pisać w możliwie jak największej ciszy?

ANTONI S.

W ciszy średniej.

AMERYKANKA

A może woli pan monotonny szmer?

ANTONI S.

Przepadam za monotonnymi szmerami.

AMERYKANKA

Czy istnieją pewne zapachy, które panu pomagają przy pisaniu, i inne, które panu przeszkadzają?

ANTONI S.

Nie znam zapachu, który by mi pomagał do pisania, chyba że zapach abacaxi, znam parę, które przeszkadzają.

AMERYKANKA

Czy lubi pan mieć jakiś wyraźny smak w ustach podczas pisania?

ANTONI S.

Nie znoszę wyraźnych smaków. Oczywiście, tylko niewyraźny.

AMERYKANKA

Czy ma pan jakieś ulubione potrawy, które pan wtedy jada lub popija, czy chodzi panu tylko o to, żeby mieć cokolwiek w ustach, ssać, gryźć?

ANTONI S.

Jeżeli chodzi o ssanie przy pisaniu, to proszę o kawałek piersi. Gryźć chyba nie lubię, ale muszę spróbować.

W trakcie tego błyskotliwego dialogu wokół Antoniego zbierają się pozostali uczestnicy sceny – Amanullach, czarny władca, Bracia Połatkiewicze, Ojciec, mieszkanki wysp tropikalnych. Wszyscy oni przypatrują się naszemu poecie; Amanullach, kiedy mówi się o jedzeniu, gładzi się po czarnym brzuszku, Bracia walczą na noże i widelce, Ojciec gimnastykuje się z wprawą dziewiętnastowiecznego konsyliarza, mieszkanki wysp tropikalnych tańczą taniec brzucha.

AMERYKANKA

Czy lubi pan w czasie pisania dotykać przedmiotów szczególnie gładkich, ostrych lub szorstkich?

ANTONI S.

Tylko przedmioty ostre. Noże, widelce, szpilki, może być coś ze szkła.

AMERYKANKA

(pręży się wdzięcznie po amerykańsku) Czy ma dla pana przy pisaniu jakieś znaczenie, czy jest pan ubrany, czy nieubrany?

ANTONI S.

O ile znajduję się sam, nie ma to żadnego znaczenia.

AMERYKANKA

(dalej się pręży, tym razem erotycznie) Czy gra dla pana rolę, co dotyka pana skóry w czasie pisania? Na przykład futro, bielizna, woda?

ANTONI S.

Woda gra wielką rolę. Muszę co chwila dotykać wody.

AMERYKANKA

W jakiej pozycji najłatwiej panu pisać?

ANTONI S.

Oczywiście, kolana razem, pierś naprzód i głowa do góry.

BRAT POLATKIEWICZ

Czy łatwiej panu pisać, gdy mięśnie pana są napięte, czy też gdy większość mięśni jest możliwie odprężona?

Ojciec demonstruje napinanie i odprężanie mięśni, taniec brzucha trwa nadal.

ANTONI S.

Nie mogę powiedzieć.

OJCIEC

(przestaje się gimnastykować) Czy wrażenia normalne, zaburzenia i bóle pochodzące z twoich organów wewnętrznych grają jakąś rolę przy pisaniu?

ANTONI S.

Ułatwia mi pisanie tak zwane rżnięcie w kiszkach; przy trepanacji czaszki oraz przy wszelkich amputacjach mam wyniki mierne.

AMERYKANKA

(pręży się, pręży) Jakie znaczenie ma życie płciowe w pana działalności pisarskiej? Czy zauważył pan różnicę w swej pracy literackiej w okresie abstynencji, w porównaniu ze swą pracą w czasie bardziej intensywnego życia płciowego?

ANTONI S.

Zauważyłem, dziecko by zauważyło.

AMERYKANKA

Czy zauważył pan różnicę między swą pracą, w czasie gdy się pan znajduje pod wpływem jakiejś podniety płciowej, a pracą, w czasie, gdy pana pragnienie zostało zaspokojone?

ANTONI S.

Nie wiem, o jakiej podniecie płciowej jest mowa. Praca w czasie podniety płciowej właściwie nie jest pracą. Ma to jakąś swoją nazwę, tylko zapomniałem, jak się to nazywa.

BRAT POLATKIEWICZ

(patrząc na Amanullacha) Czy nie sądzi pan, że ksiądz Murzyn to lekka przesada?

ANTONI S.

To nie jest ksiądz, tylko Amanullach, czarny władca, a przesadą byłby oficer marynarki – futurysta. Futuryści powinni być zatrudniani co najwyżej w kotłowni.

DRUGI BRAT POLATKIEWICZ

(niesie coś w rękach, wołając) Abacaxi, abacaxi!

ANTONI S.

Poproszę jeden – jednego.

Niewtajemniczonym donoszę, że abacaxi to bardzo delikatny i przez to możliwy do kupienia jedynie w tropikach gatunek ananasa. Jeden taki ananas kosztował w 1924 roku 1 milrejsa, około 0,5 zł.

AMERYKANKA

Dla mnie też proszę (je łakomie z wyraźnie erotycznym zacięciem, patrząc przy tym łakomie na Antoniego). Zdumiewające, jak pan podobny do Lenina.

ANTONI S.

Raczej do wielkiego księcia Władimira Aleksandrowicza, łaskawa pani. Miałem nawet z nim wspólną guwernantkę – pannę Prochin.

AMERYKANKA

Abacaxi, och abacaxi, proszę?

ANTONI S.

(różnicuje wymowę) Nie „proszę”, tylko „Prochin”, nigdy się nie myła, umyła się raz i umarła.

AMERYKANKA

A ja się myję, my w Ameryce się myjemy, chociaż to wolny kraj.

ANTONI S.

Słyszałem, słyszałem, wasze japońskie samochody są znacznie większe od naszych japońskich samochodów, ale bardzo panią przepraszam, jestem tu służbowo, muszę przeprowadzić wywiad z Amanullachem dla „Skamandra”.

AMERYKANKA

Abacaxi, abacaxi, Skamander to rzeka opływająca Troję, a Troja padła. Ach ci Polacy, nawet niektórzy nie mówią po francusku i są tacy dzielni, zawsze walczą z przeważającymi siłami (zajada ananasa). Rasputin, Rasputin.

ANTONI S.

Niech pani uważa, pewien czarny służący roztopił się w tym upale w kałużę słodkiej czekolady.

AMANULLACH

Ja lubić czekolada i ja znać wasza historia. Troja, bo trzy zaborcy – to Niemcy, ta Austria i ten Moskal, razem troje, ja dużo czytać Szekspir.

ANTONI S.

(nasz bohater przez chwilę wpada w styl Amanullacha) Ad rem, drogi władco, ad rem. Jakże się cieszyć widzieć kochany pan, bardzo tęsknić. Ostatnio dużo mówić i robić kai-kai. Jak się Waszej Królewskiej Mości podobało w Warszawie?

AMANULLACH

Ja widzieć dużo drzew i dużo polityk.

ANTONI S.

Jakie wrażenie wywarł na królu wjazd do stolicy?

AMANULLACH

Dworzec mocno piękny. Dużo, dużo ładniej niż Gare du Nord. Tak dużo ładniej, że wasi człowiek nie odchodzić i spać na dworzec.

ANTONI S.

Co Wasza Królewska Mość sądzi o przyjęciu na Zamku i w Belwederze?

AMANULLACH

Kai-kai być dobra. Mocno dużo ludzi być na raut. Każdy ludź mieć order od inny naród. Od wasz naród mieć order każdy cudzoziemiec. Bufet być konkurencja. Nikt nie chciał patrzeć na biedny czarny król, każdy patrzeć na biedny biały ptak, indyk. Wszystko być tak samo, jak w moja kraj. Tylko w moja kraj być mniej ciepło, niż być na raut. Amanullach dostać sto karabin od polski prezydent. Każdy karabin być rzeźbiona w zakopiański styl. U was dużo koń i za dużo człowiek. Yamba radzi puścić gaz na człowiek. Zostawić parę człowiek, żeby pilnować koń.

ANTONI S.

A nasza kuchnia?

AMANULLACH

Kuchnia nie jeść – pić kuchnia, woda ognista mocno, mocno yancing-yancing. Yamba lubić woda ognista. Yamba radzi dać dużo woda ognista dla sołdat i zrobić kai-kai opozycja. W moja kraj nie ma opozycja, jest dużo sołdat, niektórzy generałowie mieć sto lat, są najstarsi, starsi niż pułkownik. Abacaxi, abacaxi.

Amanullach oddala się z godnością otoczony przez kobiety z wysp tropikalnych, o ile jest się gdzie oddalić na tratwie-wyspie. Zapalają się lampki, nastrój karnawału, muzyka coraz głośniej, znowu „Shango” i „nasza piosenka”. Toczy się nadal niewymuszona rozmowa jakby wyjęta z podręcznika dla uczących się języka obcego.

OJCIEC

(do Amerykanki) Jakie owoce panią radują? Gruszki, śliwki czy orzechy?

AMERYKANKA

W ogrodzie mojej matki jest bardzo dużo jabłek.

ANTONI S.

Muszę poczuć pod stopami kulistość ziemi, żeby móc wrócić do kraju, gdzie smutno mi Boże, zrozumieć głębinę mórz, wciągnąć nargile i zwykłe gile.

AMERYKANKA

Qu'est-ce que c'est „gile”?

ANTONI S.

Nigdy tego nie zrozumiesz, nie zrozumiesz duszy Polaka.

OJCIEC

Hans Wurzel czeka na okręt, który płynie z Kobe do Londynu, Branchi Amado wraca do Lizbony, Signore Peretti jedzie do Charbinu, Edwina do Kairu wysłali lekarze, Rocarddo Ratti wraca z Ukrainy, Jaffrys z chininą, Amerykanka z leżanką.

ANTONI S.

Co się Ojcu stało? Czy Ojciec nie zauważył, że żyjemy w złotej klatce, oderwani od życia i jednocześnie zachłyśnięci życiem, że Krzyż Południa też ma swój ciężar.

OJCIEC

Daj mi spokój, ja już od dawna nie żyję, ale ty, z kim ty się tutaj zadajesz, to nie są nawet socjaliści.

ANTONI S.

Pamięta Ojciec pewnego poetę? Jego pracownia była cała z drutu, dwie miseczki, jedna z wodą, druga z siemieniem lnianym. W jednej ze ścian tkwił ogromny kawał cukru. Gospodarz w żółtym surduciku siedział na drążku i telefonował w sprawie monopolu węgla polskiego w Brazylii.

W trakcie tych słów na scenie pojawia się złota klatka, którą wnoszą Amanullach, Bracia Polatkiewicze, kobiety z wysp tropikalnych. Amerykanka próbuje się w niej ułożyć na leżance, ale niestety nie ma leżanki.

OJCIEC

Ja już niczego nie pamiętam. Abacaxi, to wszystko, co mi pozostało.

ANTONI S.

(poważnie) Bóg na mnie nie wołał... nie szedłem nigdy nocą w blasku smolnych głowni... i nie spotkałem nigdy diabła ni anioła... kochać długo, zbyt silnie nie jest w mojej mocy... nienawidzić nie umiem... nie przepłakałem nigdy jeszcze całej nocy... nie stawiałem życia na jedną kartę... zasłuchany w słowa melodię zwodniczą... zabłądziłem w pustynne dalekie bezdroża.

to fragmenty wiersza „Krzyż Południowy”.

OJCIEC

Pustynne dalekie bezdroża... niebiosa wiążę z ziemią kłamliwymi słowy...

ANTONI S.

Kłamliwymi słowy.

Scena wycisza się i wygasa, może jej jakiś pantomimiczny fragment zajmuje miejsce w kolejnym pokoju „Villi dei Misteri”.

 

 

Scena II – Teatr

Scena spokojniejsza od I sceny i na pewno mniej egzotyczna. Do złotej klatki (w ostateczności do klatki pozłacanej) wchodzi Antoni S. i dwaj Poeci, wołając „Szulim” i „A miisze miszyne ow dir”, następnie śpiewając „naszą piosenkę”, siadają na zawieszonych w klatce ławeczkach-trapezach po to, aby jak najbardziej upodobnić się do poety-ptaka – mieszkańca klatki, o której była mowa poprzednio. Rozpoczyna się mało zobowiązująca rozmowa o sztuce.

ANTONI S.

Czy zauważyliście, że wokół teatrów snują się coraz częściej ludzie bez zajęcia, którzy znajdują specjalną przyjemność w wypytywaniu się wychodzących z premiery o treść sztuki, grę aktorów, tendencje autora itd. Bezczelność tych włóczęgów dochodzi do tego, że wczoraj pobito dotkliwie Admirała Nogę, który niedokładnie zdał recenzję z gry pana Kopycińskiego, a pod filarami teatru stały filary naszej sceny i patrzyły na to wydarzenie bez zmrużenia powiek.

POETA I

Cap lubi sól. Kobiety są solą życia. Cap lubi kobiety. Kimkolwiek by był. Idzie tylko o formę.

ANTONI S.

Oczywiście, myślisz o formie w rozumieniu Arystotelowskim, forma formalistów mnie nuży. O poetach awangardy czyta się bardzo dużo, szkoda tylko, że nie czyta się ich wierszy.

POETA I

(kontynuując wypowiedź) Nie tę od babek, ale od alkowy. A forma często przerasta człowieka: na przykład „Campo Formio”.

ANTONI S.

Nienawidzę zimnego jedzenia i odgrzewanych sztuk. Napisałem kiedyś sztukę o biblijnym Danielu, której akcja rozgrywała się w więzieniu. Nie pamiętam już teraz, jak to się skończyło, ale jedno przynajmniej było pewne – że widzowie nie będą mogli wyjść ze spektaklu.

POETA II

Chyba że ogłoszą amnestię.

POETA II

(kontynuując) Najlepszy dowód: Don Juan teoretycznie załatwia się (excusez le mot) z siedemdziesięcioma trzema kobietami. Praktycznie nie mogąc zgłębić jednej.

ANTONI S.

Najgorzej, kiedy bogata wystawa okrywa pustkę i ubóstwo inwencji (schodzi z trapezu, zaczyna przechadzać się po złotej klatce, przyglądać jej wystrojowi). Nie wiem, czy nie mamy tu do czynienia z takim dylematem. Złota klatka, trapezy, cukier, nie bardzo wiadomo, po co to wszystko, tym bardziej że nie znoszę sztuk, w których grają dwie osoby.

POETA II

Jest nas trzech, nie licząc tych na wolności.

POETA I

(kontynuując) Więc pytam: gdzie jest czyn? Nie ma go u Don Juana. Więc po co sztuka? A jednak się kręci. E pur si urnowe!

ANTONI S.

Nie wiadomo, kto z nas jest wolny. Wolność to uświadomiona konieczność, to konieczne uświado-mienie w wieku młodzieńczym, jak uważał pewien Niemiec, ale ja nie lubię Niemców. Nawet Goethe mnie denerwuje. Napisał zbyt wiele cytatów.

POETA II

To dopiero druga część naszej sztuki, bohaterowie szaleni i nieodpowiedzialni zwykle odzyskują zmysły w części trzeciej.

ANTONI S.

Ale publiczność traci wtedy cierpliwość.

POETA I

(kontynuując) Czy artyści grali? Nie wiem. Pławili się. W czym? W nieudolności. Czyjej? Autora. Punctum. Satis.

Zapada niezręczna cisza, na szczęście przerwana przybyciem Admirała Nogi, który, trochę zaciągając z japońska, trochę pantomimicznie wygłasza poniższy tekst.

ADMIRAŁ NOGI

Japonia jest krajem żyznym. Mieszkają tam kobiety i mężczyźni. Na obrazach japońskich widzimy także dużo dzieci i młodzieży. Teatr japoński stoi wysoko. Aktorzy tamtejsi grają, mając twarze zakryte i kładąc się w kucki (demonstruje), odwrotnie do polskich aktorów, którzy mają odkryte kucki (demonstruje), a grają, kładąc wszystko na twarz. W teatrze japońskim aktor nazywa się „wsuń”, reżyser nazywa się „tse”, dwóch reżyserów nazywa się „tse”, „tse”, stu reżyserów nazywa się „tse”, „tse”, „tse”... (nieco się zacina, monotonnie powtarzając do stu).

ANTONI S.

Nie lubię pantomimy, śpiewów patriotycznych i kontaktu z widownią. (do widowni) Stąd ta klatka moi państwo, żebyście się za bardzo nie spoufalili.

POETA I

Widziałem niedawno sztukę „Ormianin z Beyruthu, czyli same zmartwienia”. Jest to historia starego Ormianina, który ma młodą żonę. Nie rozumiałem jedynie, dlaczego Ormianie mówili z żydowska, a czystą polszczyzną mówił tylko jeden Żyd. A może to wcale nie mieli być Ormianie tylko Żydzi? W takim razie kim był Żyd występujący w sztuce? Nie zrozumiałem też tej straszliwej pogardy dla Greków, jaką przesycony jest utwór. A może to nie chodzi o Greków? Jeżeli Ormianie są Żydzi, Żyd jest Ormianinem, to kim w takim razie byli Grecy? Czerkies może by zrozumiał, ale ja nie miałem szansy.

ANTONI S.

Ja przynajmniej na widok chała ta nie popadam w tkliwość ani sentymentalizm.

POETA II

Należy się przypodchlebiać, a nie przypodmacywać.

POETA I

A propos, w tobie jest tyle krwi chrześcijańskiej, ile zjadłeś w macy.

Admirał Nogi cały czas liczy do stu: tse, tse..., huśtawki-trapezy skrzypią.

ANTONI S.

W tkliwość ani sentymentalizm. Reżyseria to przecież walka z przypadkami.

Poeci klaszczą i cieszą się.

Brawo przypadki, nie należy gonić w piętkę, brawo piętka, wspaniałe, odkrywcze.

ANTONI S.

Miłość to poważna sprawa. Po co ją fuszerować samemu, lepiej zaprosić do pomocy reżysera.

POETA II

Albo suflera, pomyślcie – w każdej sypialni budka suflera.

Przygasa światło, delikatna, upojna muzyka, może w stylu „Feelings” Alberta Morrisa; scena miłosna, w której grają Antoni S. i jedna z pracownic Fabryki Sztucznych Piór. Komentarz do sceny wygłasza Poeta II, Antoni i pracownica starają się zrealizować wszystko to, o czym mówią słowa.

POETA II

Siedząc nieco wyżej, dotykał prawie ustami jej włosów zwitych w loki i przewiązanych wstążką. Miał przed oczyma jej delikatną szyję. Nieznacznie przybliżył usta i pocałował jej ciemny i gładko wijący się na szyi lok. Zdawało mu się, że zrobił to niepotrzebnie. Serce zabiło mu mocniej, gdy zobaczył, jak fala krwi uderzyła, mącąc żółtość jej delikatnego karku i jak pokryła rumieńcem jej policzek.

POETA 1

(zachowując się jak prawdziwy reżyser) Wystarczy. Tego nie da się pokazać publiczności, oni nie zauważą delikatnej szyi czy mocniejszego bicia serca, przy tym ten okropny styl: „jej” i „jej”, kto to napisał? Jakiś nudziarz i dekadent, któremu nie chce się nawet popracować nad sobą.

ADMIRAŁ NOGI

Tse, tse, tse...

Z głośnika dochodzi coraz mocniejsze i szybsze bicie serca, może też nieco fonicznego erotyzmu? Kontrastuje z tym ostatnia w tej scenie wypowiedź Antoniego.

ANTONI S.

Nie chce mi się uczyć i nie chce mi się pracować nad stylem. Nie chce mi się myśleć o życiu pszczół i udawać, że znam język angielski. Jak mówię „szał”, to mi poprawiają na „szoł” – wcale nie będę mówił. Nie chce mi się mówić o kwestii żydowskiej i o tym, że planeta Neptun znajduje się w odległości tysiąca siedmiuset osiemdziesięciu dwu milionów kilometrów. Nie chce mi się sprawdzać, czy podana przeze mnie liczba jest prawdziwa. Nie chce mi się mówić tych bredni, oddawać książek, robić sobie manicure, modlić się, całować w ręce stare Żydówki, wpływać na bieg wypadków, trzymać rękę na tak zwanym pulsie, otwierać pudełka z sardynkami, bić baby po pysku, przeżywać, jak nie przeżywam. Nie chce mi się ponownie pójść do szkoły i podpisywać całym imieniem i nazwiskiem (po chwili) ale muszę, bo mi za to płacą.

ADMIRAŁ NOGI

Tse, tse, tse...

Zapada ciemność, słychać tylko bicie serca i skrzyp huśtawek, na których siedzą Poeci. Ponad sceną przelatuje ptak ciemnopióry, a może groźnopióry i wszystko zapada niebyt.

 

Scena III – Szkoła

Przed „Villą dei Misteri” pojawiają się ławki, pomiędzy którymi przechadza się Ojciec ucharakteryzowany na nauczyciela z początku wieku. Charakteryzacja powinna być na tyle silna, że Ojciec dopiero w trakcie trwania sceny zostanie rozpoznany przez pozostałych jej uczestników. Bardzo istotne jest tu wzmacnianie tempa całości i uzyskanie efektu coraz większego zagrożenia. Scenę kończy słynny „Alarm” Słonimskiego, bardziej wykrzyczany niż wypowiedziany.

OJCIEC-NAUCZYCIEL

Kazio w górę piłkę rzuca, Zosia w kącie sobie kuca. (W ławkach siedzi jak najwięcej osób oraz, oczywiście, Antoni S., wszyscy powtarzają) Kazio w górę piłkę rzuca, Zosia w kącie sobie kuca.

OJCIEC-NAUCZYCIEL

Tata to Polak, mama to Polka, Olek i Adam to Polacy, Ola i Ela to małe Polki. Ela ma mleko (co ja gadam). Pójdziemy parami do kościółka podziękować Panu Bogu za to, że jesteśmy Polakami. (Wszyscy powtarzają) Tata, mama, Polak, Panu Bogu, do kościółka, podziękować, Ela ma mleko.

OJCIEC-NAUCZYCIEL

(do jednego z uczniów) Józiu, przeczytaj, co napisałeś w domu.

JEDEN Z UCZNIÓW

Józek ma ołówek. Rysuje tym ołówkiem. Narysował stół i krzesła. Potem narysował wóz i chatę. Zaczął rysować kościół i trrrach, ołówek się złamał.

DRUGI UCZEŃ

To świętokradztwo, ja protestuję.

OJCIEC-NAUCZYCIEL

O co chodzi?

DRUGI UCZEŃ

Nie pozwolę na to, aby ołówek łamał się w czasie rysowania kościoła. To godzi w moje uczucia religijne, niech łamie się przy synagodze.

OJCIEC-NAUCZYCIEL

Marsz do kąta, nie garb się, pokaż ręce. Synagoga to też kościół.

DRUGI UCZEŃ

Nie tylko religijne, ale i narodowe, nie tylko potriotyczne, ale i historyczne, nie tylko społeczne, ale i polityczne.

OJCIEC-NAUCZYCIEL

Marsz do kąta. (chcąc zatuszować niezręczną sytuację) Dzieci – śpiewamy. Co to tak za oknem tupa? Jedzie tu żołnierska zupa. Jedzie, jedzie pochlapuje, ale za to jak smakuje.

Nauczyciel i uczniowie śpiewają ten dziwny tekst na melodię jakiejś pieśni legionowej.

OJCIEC-NAUCZYCIEL

(przerywa nagle śpiew) Druga lekcja, druga lekcja. Matematyka. Wyjmijcie kajety. Co to jest, Józiu, matematyka?

PIERWSZY UCZEŃ

Matematyka to ozdoba wszelkich nauk.

OJCIEC-NAUCZYCIEL

Bardzo dobrze, zapiszcie sobie zadanie. Dwóch cyklistów krąży wokół basenu, który napełnia się wodą z prędkością 100 litrów na minutę. Jak długo muszą krążyć cykliści, aby wypełnić, a następnie wypróżnić basen o pojemności 5000 litrów?

ANTONI S.

Baseny krążą, cykliści się wypróżniają, baseny się napełniają, cykliści rządzą. (Antoni S. mówi to, zapisując coś w kajecie z dużym mozołem, tak jakby uczył się dopiero pisać.) Boję się Szczepaniaka, groził, że obetnie mi język. Nie będę śpiewakiem dla ludzi bez języka. Boję się Szczepaniaka, cykliści rządzą.

OJCIEC-NAUCZYCIEL

Nie wiem, czy wiecie, że w myśl wskazań ostatniego zjazdu ortografów naszych postanowiono, iż wszystkie przyimki i przysłówki będziemy pisali razem. Jeżeli razem pisze się „nawspak”, „naprzełaj” czy „naprzekór”, czemu nie pisać razem „nadrugiejstronieulicy” lub nawet „nadrugiejstronieulicymarszałkowskiej” (aktor powinien starać się wymówić to jednym tchem).

ANTONI S.

Cykliści wypróżniają się „nadrugiejstronieulicymarszałkowskiej”.

OJCIEC-NAUCZYCIEL

Tym bardziej że gdyby policzyć oszczędność na atramencie, druku, papierze i pracy drukarza polskiego, reforma ortografii da wiele pieniędzy, których tak brakuje w państwowej kasie.

UCZEŃ PIERWSZY

Panie psorze, panie psorze.

OJCIEC-NAUCZYCIEL

A co tam znowu?

UCZEŃ PIERWSZY

Pisanie łączne wszystkiego ma i drugą dobrą stronę – w gąszczu słów złączonych ze sobą będzie trudniej odkryć błąd ortograficzny.

OJCIEC-NAUCZYCIEL

Siadaj, Józiu, siadaj. Czym jest ortografia?

PIERWSZY UCZEŃ

Ortografia to podstawa istnienia narodu i języka naszego, ozdoba wszelkich nauk.

OJCIEC-NAUCZYCIEL

Bardzo dobrze.

DRUGI UCZEŃ

Okazuje się, że jest to Brat Polatkiewicz.

(z kąta) Słyszałem, że w Niemczech uznano nadrzędność czasownika nad rzeczownikiem, ma to wielkie znaczenie z punktu widzenia obrony narodowej. Weźmy słowo „żuk”. Po co pisać „żuk” przez „ż”? Idźmy drogą konsekwentną. Co robimy z żukiem? Oczywiście, rzucamy go na ziemię i depczemy, bo jest od nas słabszy i niepotrzebny. Czemu więc to, co robimy, pisać przez „rz”, a marnego, śmierdzącego, czarnego i zawszonego żuka przez „ż”?

OJCIEC-NAUCZYCIEL

Pamiętaj, że nie jesteśmy w Niemczech. Żuk po niemiecku to „der Käfer”, właściwie chrząszczyk, chrabąszcz, chrząszcz brzmi w trzcinie, die Käfers surren albo krabbeln, weźmy takiego „Mistkäfer” – żuka gnojnika, albo „Roßkäfer” – gza końskiego, „rossige Stute” – kobyła odczuwająca pociąg płciowy do ogiera.

BRAT POLATKIEWICZ

Proszę bardzo – „rossige Stute”, a po polsku potrzeba aż sześciu słów, „rossen”– „grzać się”, określenie piękne i kolektywne.

ANTONI S.

A propos, wydaje mi się, że kolektywizm w pisowni jest zbrodnią popełnioną na indywidualności przysłówków i biednych przyimków. Przypatrzmy się słowu „podupadły”. Dlaczego biedne „po” ma być w towarzystwie „dupa”, a „dły” ma się łączyć z tym niedobranym małżeństwem? W samym słowie „ortografia” jest wiele niejednorodnych elementów. Jest tam samotny przybysz z dalekiej Anglii – biedne „or”, jest polskie „to”, jest pyszny niemiecki „graf” i wreszcie najświętsze dla każdego indywidualisty słowo „ja”.

Wszyscy uczestnicy sceny wołają na głosy „ja”, „ja”, „ja”. Pierwszy Brat Polatkiewicz robi w tym czasie w kącie coś brzydkiego, najgłośniej wołając „ja”, „ja”, „ja”. Ojciec-Nauczyciel podbiega do niego, bije go po łapach. W trakcie szamotaniny Ojciec ulega, o ile tak można powiedzieć, „decharakteryzacji” – wraca do swego podstawowego wyglądu dziewiętnastowiecznego konsyliarza. Poniższy tekst powinien być wygłoszony częściowo w trakcie szamotaniny, częściowo „ex cathedra” – zza katedry lub stołu, z użyciem całego nauczycielskiego autorytetu.

OJCIEC-NAUCZYCIEL

W szkołach, tak państwowych jak i prywatnych, rozprzestrzenia się niebezpieczny zarazek onanii. Sam wygląd nałogowca zdradza jego występność.

Uczniowie zaczynają bacznie się sobie przyglądać.

OJCIEC

Onanista bez wyraźnej przyczyny traci humor, chudnie, staje się blady. Z czasem twarz jego nabiera szczególnego wyrazu: oczy zapadają się, pod dolną powieką występują sine plamy, ciało traci jędrność, siły fizyczne słabną, praca nuży prędko. Apatyczna ofiara rozpusty szuka samotności, najchętniej przyjmuje pozycję leżącą, występują u niego wzdęcia, pocenie się, obstrukcja, kolka, wzruszenia ramionami oraz brak chęci do nauki języków obcych.

Niektóre ze stwierdzeń Ojca powtarzają Antoni S. i drugi Brat Polatkiewicz, który zaczyna odgrywać rolę na poły stróża, na poły Przywódcy kierującego całą sceną.

OJCIEC

Onanista dąży do lekkiego życia, ma nieustanną potrzebę pieniędzy, rozbija się samochodami. Aby udawać pana, gotów jest skrzywdzić ludzi pracy lub wyłudzać grosz wdowi. Cechują go, przez żal za utraconą czystością, rozmyślania pesymistyczne (Ojciec wchodzi na ławkę), a niekiedy niechęć do służby wojskowej, idiotyzm i obłęd.

ANTONI S.

Idiotyzm i obłęd. Młody chłopiec powinien kłaść się, kiedy śpiący, a po przebudzeniu się wstawać natychmiast. Winien spać w łóżku bez piernatów, pamiętając, że u obrzezańców sposobność do przypadkowego podrażnienia narządów nadarza się daleko częściej, a to z powodu braku napletka i pokrycia dla delikatnej główki.

Jeden z uczniów nie wytrzymuje, stara się uciec, chwyta go drugi Brat Polatkiewicz.

OJCIEC

Bardzo dobrze, bardzo dobrze. W szkole na kogo padnie podejrzenie, powinien być pod jakimkolwiek pozorem odseparowany przez służbę szkolną. Zalecana jest wtedy operacja na napletku i podtrzymywanie rany przez dłuższy czas, tak aby każde dotknięcie przyczyniało silny ból.

Brat Polatkiewicz „operuje” schwytanego delikwenta, słychać krzyki męczonego człowieka. Scena z absurdalnej staje się groźną, czerwone światła, odpowiednia marszowa muzyka. Uczniowie zaczynają się we wspólnym rytmie gimnastykować.

OJCIEC

Zimna woda i gimnastyka dawno już cieszą się zasłużoną sławą przy zwalczaniu tej przypadłości. Szczególnie pomocne są ćwiczenia na drążku.

W tym momencie rolę Ojca-Nauczyciela w pełni przejmuje drugi Brat Polatkiewicz. To on dyryguje ćwiczeniami, zmuszając Antoniego, aby trochę pogimnastykował się na drążku.

BRAT POLATKIEWICZ

Ze zwieszenia podchwytem zamachem: wymyk tyłem – podmykiem zamach – tylnym zamachem przewlek do zawieszenia przewrotnego przodem – wspieranie wychwytem do stania na rękach – dwa kołowroty olbrzymie w przód zeskok kuczny.

(Pierwszy Brat Polatkiewicz w tym czasie otrząsnął się ze swego brzydkiego nałogu, pospiesznie upodabnia się do słynnego Adolfa, unoszony na ramionach uczniów, mówi) Doktor UItzman radzi, aby wiązać ręce razem w pięści lub jeszcze lepiej – przymocowywać je do krawędzi łóżka. Sposób ten, przy jednoczesnym pilnowaniu wyrostków w ciągu dnia, może okazać się skuteczny. Raz, dwa, raz, dwa.

ANTONI S.

Trzy.

PIERWSZY BRAT

Do szeregu. Dlaczego nie mamy „salutu cywilnego”? Co na to nasza młodzież narodowa? Faszyści podnoszą prawą rękę ponad głowę, hitlerowcy pozdrawiają się przez poziome wzniesienie prawego ramienia, z dłonią zwróconą ku ziemi, a my co?

ANTONI S.

A my nic. Stoimy jak te kołki.

BRAT POLATKIEWICZ

Ano właśnie, wstyd po prostu, bez „salutu cywilnego” nie damy sobie rady, nie wygramy wojny.

ANTONI S.

(próbuje różnych form salutu) Nie mamy gdzie już tej ręki wsadzić, żeby się odróżnić od innych. Może tu? Albo tu?

Autor przez modestię nie określa dokładnie, gdzie w tym momencie Antoni S. wkłada rękę.

PIERWSZY BRAT

Do szeregu.

Brat Polatkiewicz, w pełni już ucharakteryzowany, zaczyna wykrzykiwać poniższe słowa, które są fragmentami „Przypadków Robinsona Kruzoe” po niemiecku, jego „przemówieniu” towarzyszą zachwyty uczennic.

BRAT POLATKIEWICZ

Den 31. Oktober. Ich erlegte eine Ziegengeiß, und das Junge folgte mir in meine Wohnung nach, wo ich es später schlachtenmußtc, da es nicht fressen wollte.

UCZENNICA I

Podobno wódz uważa, że muzyka jest czymś najpiękniejszym w życiu.

BRAT POLATKIEWICZ

Den 27. Dezember. Ich erlegte eine junge Geiß und lähmte eine andere, die ich fing und an einem Strick nach Hause führte.

UCZENNICA II

Den 4. Mai... als ich einen jungen Delphin fing. Ich hatte mir nämlich aus Zaungarn eine lange Schnur gemacht.

BRAT POLATKIEWICZ

Bardzo dobrze, widzę, że się chętnie uczysz. (całuje ją w rękę)

UCZENNICA I

Wódz zawsze na pożegnanie całuje damy w rękę, całuje damę w ręce, całuje damy w ręce, całuje każdą damę w rękę.

BRAT POLATKIEWICZ

Den 17. Juni... Als ich Schildkröte zu kochen versuchte, fand ich in ihrem Leibe etwa sechzig Eier.

UCZENNICA II

Wódz uważa, że człowiek potrzebuje znacznie mniej jedzenia, niż to się powszechnie sądzi.

BRAT POLATKIEWICZ

Den 26. Juni... nahm ich das Gewehr und erlegte auch, obgleich ich mich sehr schwach fühlte, eine Ziege, brachte sie mit vieler Mühe nach Hause.

UCZENNICA I

Wódz niekiedy przez kilka chwil zajęty jest kosmykiem włosów spadających mu na czoło, który stara się, w niepowtarzalny i tylko sobie właściwy sposób, przygładzić. Jeżeli przypatrzymy mu się lepiej, to zauważymy, że ma również jasne włosy pod pachami.

BRAT POLATKIEWICZ

Gott hat alles dies geschaffen, wenn Gott alles hervorgebracht hat, so regiert er auch alles und nichts in dem weiten Umfang seiner Werte kann seiner Allwissenheit entgehen. Und weiter, wenn nichts ohne sein Wissen geschieht, so weiß er auch, daß ich hier in dieser schrecklichen Lage bin und wenn alles auf seine Anordnung eintrifft, so hat er auch das alles über mich verhängt.

Syreny ostrzegawcze, odgłosy wybuchów pocisków. Fragment „Alarmu” Słonimskiego, spoza sceny, głos nagrany na taśmę. Wszyscy w panice uciekają, ostatni ze sceny schodzi Antoni, prowadząc pod rękę Ojca, który jakby zmęczony swoimi kwestiami, idzie wolno, powłócząc nogami. Głos z taśmy zagłusza ostatnią w tej części wypowiedź Antoniego skierowaną do Ojca.

ANTONI S.

Wiele czasu i trudów kosztowało mnie zrobienie parasola. Potrzebny był mi bardzo i koniecznie chciałem go sporządzić. Zepsułem chyba ze trzy, zanim mi się na koniec udało wyrobić jeden taki, który można było nosić i który odpowiadał moim wymaganiom. Najgorszą w nim rzeczą było, że nie dał się składać, tak iż musiałem go cały czas nosić nad głową, co było zanadto męczące. Dopiero znacznie później udało mi się zrobić taki, który dawał się składać, i można go było nosić pod pachą.

 

Koniec części drugiej

 

Część pierwsza                Część trzecia

 

INDEKS    |    BIOGRAFIA   |   POEZJA ‒̵ PROZA    |    KSIĄŻKI   |   Recenzje   |   FILMY    |   FOTO    |   KONTAKT    


Copyright © Okoń Waldemar